top of page

Dokąd zabierają, gdy jest się w Kandy

KANDY, TEMPLE OF THE TOOTH

Poranek wieści wspaniały dzień. Pogoda jak na zamówienie (ostatnie dwa tygodnie przed naszym przyjazdem w tym regionie non stop lało. To dośc wzuszające, zważywszy na fakt, że bilety na samolot rezerwowałam z półrocznym wyprzedzeniem, zapomniawszy, iż w Azji południowej bywają pory monsunowe. Po kilku nieudanych próbach zabukowania biletu kliknęłam "bylejaki termin", żeby sprawdzić, czy z innej karty wejdzie... i weszło).

Widok z hotelowego balkonu przed siódmą rano zapiera dech w piersiach; mglista pierzynka powoli obnaża wierzchołki gór, a słońce wydobywa najzieleńszą z zieleni, jaką poszczycić mogą się palmowe liście.

LANKAN BREAKFAST

Śniadanie zamawiamy jak najbardziej tamtejsze: ryż, fish curry i chicken curry, spring hoppersy oraz sambal. W regionach chłodnych śniadania są bardzo obfite, ciepłe i konkretne - muszą pomóc Lankijczykom w przetrwaniu przy 24 stopniach celcjusza. Dla mnie okazały się trochę zbyt konkretne i już następnego dnia, zamiast ryżu zamówiłam sobie dwa soki ze świeżych owoców.

Po posiłku kelner podaje miseczki z wodą do opłukania rąk po "papu" i możemy wyruszać "na miasto". W programie naszej dzisiejszej wycieczki, skrupulatnie zaplanowanej przez firmę Autumn Lanka znlazło się:

  • zwiedzanie Świątynii Zęba Buddy (Temple of the Tooth Relic)

  • zwiedzanie Udawatakale Sanctuary, czyli ogrodów królewskich w lesie deszczowym;

  • wizyta w muzeum klejnotów (Gym Museum)

  • wizyta w fabryce masek z drewna tekowego

  • wizyta w fabryce batików

  • spacer po ogrodzie ajurwedyjskim Kandyan Spice Garden,

  • "Cultural show"

Zajazd jak na last minute w Egipcie.

Ponadto większośc propozycji nie jest po to, by uszczęśliwić turystę, lecz by dać mu możliwość wsparcia lankijskiego przemysłu. Od każdego wspierającego przewoźnik-naganiacz dostaje adekwatną działę, a wydymani wycieczkowicze często pozostają w błogiej nieświadomości, unikając miejsc niepolecanych

(nieturystycznych, tanich, lokalnych, prawdziwych),

jako potencjalnie niebezpiecznych.

"STREETS OF KANDY"

BOGAMBARA LAKE

Przed 9:00 rano docieramy do centrum Kandy, nad Bogambara Lake, nad którym od 1595 roku stoi Temple of the Tooth - jedno z ważniejszych miejsc kultu buddystów z całego świata. W siedmiu złotych stupach przechowywany jest Skrawek Uśmiechu Buddy, Jego ząb (nie dopytaliśmy który) ocalały po spopieleniu ciała (więcej o świątyni i histori Zęba Buddy).

THE TEMPLE OF THE TOOTH RELIC

widok z balkonu prezydenckiego

Codziennie przez strojne sale świątyni przewijają się setki wiernych, wznoszących ręce w modlitwie, i drugie tyle turystów, wznoszących ręce z aparatami i smartfonami.

Złoty punkt we wnęce, to łuna bijąca z drogocennej kopuły, pod siedmioma wartwami której kryje się Ząb. Drzwiczki otwierane są co pół godziny, w czasie których można złożyć dary i popatrzeć.

DRESKOD

Przed wejściem na teren należy okryć ramiona, kolana, zdjąć trzewiki i uważać na samozwańczych przewodników, gotowych leźć za białasem i mruczeć coś pod nosem, po czym zarządać opłaty za "kompleksowe oprowadzanie".

O tym i wielu innych cwancykach w JAK PRZETRWAĆ BĘDĄC BIAŁYM.

W najbliższym otoczeniu Zęba Buddy spędzamy kilka godzin, co pozwala na kilkukrotne ujrzenie szczerozłotej stupy z relikwią. Ze współczuciem obserwujemy inne wycieczki, przeganiane przez przewodników z sali do sali, bez szans na chwilę wytchnienia w miejscu, gdzie najważniejszy powinien być spokój umysłu.

Budda nie odpali premii od datków na Ząb, więc czekanie aż jacyś Duńczycy i Niemcy zobaczą przez uchylone drzwiczki to, po co tu się przychodzi, mija się z celem lankijskich przewodników. Najważniejsze by zaliczyć wszystkie "atrakcje partnerskie" i żeby Hans z Helgą się obkupili w kamienie, maski i tkaniny batikowe itd - wszysto po kursie uwględniającym honorarium przewodnika i jego firmy-matki.

Mamy to szczęście, że nasz Prasanna na nic nie napiera. Nie traktuje nas jak turystyczne mięso do przemielenia i wyplucia. Mówi nam wprost, że normalnie on także powinien nas przegnać, nie bacząc na Buddę, jego zęba i wypchanego słonia (Raja), który gdy żył, nosił ów skarb na grzbiecie. Ale widzi, że to dla nas ważniejsze od znaczników na mapie. Zabiera nas na balkon, który podobno nie jest normalnie udostępniany zwiedzającym. Od chłopca z muzeum dostajemy garść jasminu, który jeszcze chwilę temu spoczywał obok Świętego Fragmentu Ziemskiej Powłoki Buddy. Czujemy się wyjątkowo.

O ile przyjemniejsze jest powolne kontemplowanie przestrzeni, zwłaszcza tak wyjątkowej, od masowych podbojów i zaliczania atrakcji w białym tłumie. Tym bardziej jeśli są nimi pokazowe fabryczki suwenirów, mające udawać, że chodzi o tradycję.

Podejmujemy decyzję o ograniczeniu atrakcji do minimum; Królewskie lasy deszczowe i ajurwedyjskie centrum przypraw, potem relaks, ewentualnie wieczorem tak zwany "Show".

Mina Prasanne mówi sama za siebie: Statek Matka w Centrum Dowodzenia Autumn Lanka - będzie zawiedziona, że wzgardziliśmy ofertą i przyżydziliśmy na suwenirach. No ale nie na wszystkich:

Skorzystawszy z usług Suwenir Drive (popularnego na wyspie podbijania do auta, gdy tylko zwolni i sprzedawania dóbr wszelkich (np. nerkowców, om om om) zakupiłam "MÓJ PIERWSZY SUWENIR" (wachlarz z drewna tekowego za 200 Rp, bez targowania, bo mi było żal starszej pani).

Pod świątynią Zęba na moim nadgarstku znalazły się plecione sznurki "w buddyjskich barwach" (o pomylonej kolejności) za 100 Rp.

W pełni uświęceni wyruszamy do Udawatakale Sanktuary; miejsca gdzie buddist monkowie medytują wśród małp i bambusów olbrzymich.

Prasanna umówił się z ziomkiem, który ma nam pomóc dostać się na miesjce. To ten sam, który wczoraj jako GPS przez telefon pomógł nam dojechać przed powrotem do Polski do naszego pierwszego hotelu. Tym razem wsiada jako pasażer, przejeżdża z nami jakieś 200 metrów i oznajmiwszy "teraz cały czas prosto", wyciąga rękę po 200 Rp.

CZEKAJĄC NA PRZEWODNIKA DLA PRZEWODNIKA

-nie przyjmujemy zaproszenia do Galerii Handlowej jako kolejnego uatrakcyjnienia atrakcji dnia.

Po raz pierwszy (zdecydowanie nie ostatni) przekonujemy się na czym polega lankijska uczynność i bezinteresowna pomoc. Mimo wszystko wierzymy, że pod opieką przewodnika nic nam nie grozi. Jak by nie było, po to go wynajęliśmy. Prasanna odgania kolegę; możemy jechać na łono.

MAKAK W LESIE DESZCZOWYM

BAMBUS OLBRZYMI

Rezerwat Udawatakale to taki kandyjski Central Park. Na wejściu opłacamy trasę, którą dotrzeć mamy do punktu widokowego. Tradycyjnie już gubimy się i musimy zrezygnować z planu. "Bezcelowo" przyglądamy się makakom, motylkom, mrówkom, powywijanym pędom muszkatołowca, jebitnym bambusom, żółwiom wodnym i mnichom, mknącym na poobiednią medytację. Cieszymy z bycia w lesie deszczowym. Na koniec Prasanna robi nam zdjęcie i tu miejsce na kolejną wskazówkę: dając aparat przewodnikowi, nie zapomnijcie ustawić ostrości na auto.

MOŻE ODMIENNE KULTURY RÓŻNIĄ SIĘ MIĘDZY SOBĄ OSTROŚCIĄ WIDZENIA?

Następnie udajemy się do Kandyan Spice Garden.

O tym jak zmacano nas w szopie, doświadczyliśmy na sobie wszelkich możliwych chwytów manipulacyjnych w wykonaniu lankijskiego Dżolero i sprzedano nam Veet za 70 złotych przeczytacie w SEKRETACH OGRODÓW AJURWEDYJSKICH.

Po wyjściu z ogórdka (obkupieni!) spoglądamy w program wycieczki i ostatecznie decydujemy, że na dziś koniec punktów programu - teraz chcemy tu pobyć. Wahamy się jeszcze, czy nie pokusić się o udział w "Cultural Show", ale serio nie mamy już siły. Jak się później okaże (po konsultacjach z tymi, co tam byli) - na całe szczęście. Szoł kulturalny polega na wywiezieniu gromad turystów do jakiś baraków a'la szkolna sala gimnastyczna, gdzie zebrane specjalnie na tę okazję lankijskie dzieci (dorośli również), tańczą poprzebierane i od najmłodszych lat praktykują korzystanie z białego człowieka. Na dzień dobry kasują jak za Wiedeńską Operę i wszystko byłoby ok, gdyby miało to cokolwiek wspólnego z prawdziwymi rytuałami, lecz

im więcej turystów, tym mniej prawdy.

Relację z tego szoł można zobaczyć na większości blogów osób, które postawiły noge na Sri Lance. Większość jest nieświadoma, że padła ofiarą tutejszej siatki spiskowej.

My wybieramy degustację lokalnych trunków i miłe spędzenie czasu w naszym klimatycznym hoteliku, po uprzedniej wizycie w monopolowym ;)

Alkohol budzi w lankijczykach takie emocje, że musi być sprzedawany zza pancernych szyb lub krat, a w niektórych miejscach (jak w tym, w Kandy) porządku strzeże pan z bronią (baliśmy się go sfotografować, miał broń).

Nie da się ukryć, że w nas też obudził sporo emocji ;) Radler to nie był.

LION STRONG 8,8%

Z PRASANNA W HOTELOWYM OGRODZIE

WSPÓLNY TALERZ LANKIJSKICH DÓBR: VEGETABLE RICE

Moc Liona objawia się kąpielą w hotelowym basenie, w moim przypadku na delikatnej nieświadomce, bo emocje, zmiana czasu, wymęczenie + wynik równania 8,8% X 3 (0,66 l.)

Przed nami kolejny wspaniały dzień i jeszcze wspanialsza noc - wspinać się bowiem będziemy ku wschodowi słońca na jednej z czterech najwyższych gór Sri Lanki - Sri Pada, zwanej Wzgórzem Adama.

TO PLUJE WODĄ DO BASENU

Recent Posts
Search By Tags
Nie ma jeszcze tagów.
Follow Us
  • Facebook Classic
  • YouTube Social  Icon
bottom of page